poniedziałek, 16 stycznia 2012

Sprawunki powracają!

Przyznaję się bez bicia, już po pierwszych postach zawiesiłam działalność, uczelnia, praca i pasja totalnie mnie pochłonęły. Ale zatęskniłam za tym miejscem! Wybrałam się dzisiaj do Rossmanna, kilka minut od domu (nadal istnieje i może nawet przynosi jakieś dochody!) i od dzisiaj zaczynam dietę z WellMix o smaku waniliowym.

Nie zamierzam się odchudzać, mam szczupłą i proporcjonalną, lekko umięśnioną sylwetkę. Ważę 45 kg przy 168 cm wzrostu, kocham swoje ciało a moja waga absolutnie mnie satysfakcjonuje. Ale dużo trenuję, robię mnóstwo pompek, a efekty, siłowe są, ale nie są widoczne. Chciałabym mieć ładnie zarysowane mięśnie, więc zamierzam pić sobie ten suplement a o efektach pisać na blogu!

Trzymajcie kciuki za to, żebym była wytrwała!

Poza tym spora kolekcja kosmetyków do przetestowania oraz tych, które używam i o których chciałabym napisać. Proponuję Wam pierwszą dziesiątkę, wybierajcie o których chcecie przeczytać w pierwszej kolejności... Poza tym w komentarzach zamieszczać możecie kosmetyki, których kompleksowe recenzje chciałybyście przeczytać. Nie mogę obiecać, że zdobędę każdy z nich, ale zrobię wszystko co w mojej mocy aby tak się stało! :)

Wybierajcie, co zrecenzować najpierw?

  1. Planet Spa Biała Herbata Ożywcza maseczka do twarzy Avon (Peel off!)
  2. Lakiet do paznokci Salon Complete 650 Navy Baby Sally Hansen
  3. Wodoodporny podkład kryjący Dermacol
  4. Complete Touch of Foundation (krem nawilżający Complete z dodatkiem podkładu Lasting Performance Max Factor) OLAY
  5. Double Extend Eye Illuminator Eyeliner L'Oreal Paris
  6. Violet & Lychee Refreshing Body Spray Avon Naturals
  7. Juicy Watermelon Refreshing Body Spray Avon Naturals
  8. Planet Spa Thailand Lotus Flower Relaxing Bath and Massage Oil Avon
  9. Ultimate Colour Princess Peach Catrice Cosmetics
  10. Pomegranate Protecting Eye Gel Avon Naturals
Wybierajcie! Spieszcie się bo najbliższą notkę chciałabym sporządzić jak najszybciej...

poniedziałek, 5 września 2011

Calvin Klein Infinite Hydratation- podkład nawilżający z wyższej półki

Każda z nas ma jakiegoś konika. Moja przyjaciółka pewnie kupuje właśnie kolejny tusz do rzęs, a do mnie przyszedł niedawno kolejny podkład. (Sam! Pocztą!) Od dziecka choruję na atopowe zapalenie skóry i zaczerwienione policzki są źródłem moich kompleksów. Dlatego uwielbiam podkłady, które od zawsze były lekiem na całe zło. Szczególnie te mocno kryjące. Mam swoje typy, ale o nich potem. Dzisiaj o Calvinie Kleinie i jego szpachli. :)


Podkład przyszedł do mnie pocztą, "na czuja" wybrałam kolor 201 soft beige. Trafiony- zatopiony, tym razem mi się udało. Zacznę od obietnic producenta:

Infinite Hydratation to podkład o lekkiej formule, który doskonale nawilża, wygładza i wyrównuje koloryt skóry, pozostawiając nieskazitelną i rozświetloną cerę. Świetnie się rozprowadza, kryje niedoskonałości, nie powoduje obciążenia skóry ani efektu maski. Dostarcza cerze maksymalne nawilżenie i ochronę, dzięki czemu cera zyskuje promienny, zdrowy wygląd.

Dodatkowo w ulotce, którą widzicie na powyższym zdjęciu dołączonej do opakowania czytamy, że podkład zawiera naturalne azjatyckie składniki roślinne w tym gotu kola i ekstrakt białej herbaty, witaminę E, olej jojoba, witaminę C i peptydy stymulujące produkcję kolagenu.

A teraz ja. Produkt opakowany jest w biały, ascetyczny, ale bardzo elegancki kartonik, który dużo obiecuje:


W środku czeka na nas jeszcze bardziej elegancka, choć prosta, czarna, szklana buteleczka, która cudownie będzie prezentować się na toaletce. Jeśli produkt nie zrewolucjonizuje Waszego makijażu.



Buteleczka jest bardzo stylowa, aż chce się poprawiać makijaż gdziekolwiek i kiedykolwiek. :) Zawiera pompkę, którą łatwo odkręcić, więc jeśli produkt Calvina nie przypadł Wam do gustu w ekskluzywnym opakowaniu możecie zamknąć co tylko chcecie.


Jeżeli chodzi o zawartość, to w tej kwestii nie jestem tak bezkrytyczna. Nie mam wątpliwości co do tego, że podkład wspaniale nawilża, bo jeżeli szukacie kremu tonującego o wybitnie pielęgnacyjnych właściwościach to dobrze trafiłyście. W kwestii krycia pozostawia jednak wiele do życzenia. To słodkie, że przebijają przez niego piegi a jednocześnie nie wyglądam na niepomalowaną. Ale jeżeli prowadzę zajęcia taneczne,w ten sposób bowiem zarabiam na życie, to rumieniec przebija przez cienką warstewkę makijażu.

Posiada żółte tony, zatem nadaje się bardziej na lato niż zimę. Dopiero druga warstwa daje efekt krycia.

Swatche: bez roztarcia, częściowe roztarcie, pełne roztarcie:





Jedyne, co mi przeszkadza to delikatny zapach. Teoretycznie produkt jest FRAGRANCE FREE, ale wrażliwy nosek taki jak np. mój wyczuje delikatną "gumową" woń. Trudno ją nazwać, nie jest to jednak chemiczny zapach podkładów L'Oreala ani kremowy Lirena, które to nauczyłam się im wybaczać.

Podsumowując:
opakowanie: 10
zawartość: 6
wydajność: 6
cena: 2

Niewielką wydajność produktu tłumaczę faktem, że aby uzyskać jakiekolwiek krycie trzeba nałożyć dwie warstwy (dwie "dozy") produktu. Dla porównania, kiedy używam mocno kryjącego Lirene, zużywam niecałą dozę.

Ostateczna ocena produktu wynosi 6 punktów na 10 możliwych, zatem produkt warty uwagi jeżeli akurat dysponujemy wolnym 120 zł (sic!) lub szukamy dobrego kremu kryjącego. A raczej koloryzującego. Polecam szczególnie na upalne lato.

niedziela, 4 września 2011

Jak słodko mieszkają moje kosmetyki

Słuchajcie.

Sprawa Alterry wyjaśniła się tzn. nic się nie wyjaśniło, jednak poruszyłam temat na Wizażu, poczytajcie sobie: http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=514360&page=6 od drugiego postu brbra, czyli ja, około połowy strony. Dyskusja rozgorzała. W skrócie: syntetyczne konserwanty to nie konserwanty w ogóle. Jednak konserwanty, których chusteczki rzekomo są pozbawione są syntetykami, zatem ściema goni ściemę.

I tu moja prośba: piszcie o problemie na swoich blogach, linkujcie do zdjęć, cokolwiek, uświadamiajcie dziewczyny, że jesteśmy oszukiwane. Przecież nie jesteśmy głupie i się nie damy!

A teraz o tym jak mieszkają moje kosmetyki.

Po ostatnich zakupach kosmetyków kolorowych, kiedy zdałam sobie sprawę, że po raz kolejny kupuję rzeczy, które już mam... Postanowiłam posprzątać kosmetyki. Zainspirowana Waszymi blogami i vlogami wpadłam na pomysł, żeby sprawić im ładne mieszkanie. I udało się, uważam, że jest przesłodkie no i co najważniejsze: za bezcen! :)

W poszukiwaniu rozwiązań do przechowywania zawsze bowiem odwiedzam IKEA. Uwielbiam niekonwencjonalne rozwiązania, system do przechowywania ozdób do włosów i biżuterii między lustrem a toaletką zbudowałam z kuchennego zestawu do wieszania łyżek i suszenia sztućców. Kiedyś wam pokażę, jest przesłodki i kolorowy, prawie tak jak ten.

Komódkę na kosmetyki kolorowe znalazłam w dziale dziecięcym. Nie wpadła mi w oczy od razu, dopiero kiedy kolejny wkład do szuflady na sztućce okazał się niedobry do trzymania kolorówki, zdecydowałam się na kolorowe kartoniki. Kosztowały tylko 9,99 za cały system, zobaczcie jak się prezentuje:

z zawartością, którą niebawem będziecie mogły bliżej poznać:


tutaj wszystko estetycznie zamknięte, po bałaganie ani śladu:


super fajna rzecz, kartoniki są sześcianami i można je obracać, z każdej strony mamy inny obrazek, więc zabawa trwa:


Sprawdzisz dostępność i kupisz komódkę w IKEA:

http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/30176762

Co ważne: komódka wykonana jest z kartonu, w końcu za takie pieniądze trudno się więcej spodziewać. Ale pomalowana i polakierowana wygląda dobrze, aspirującym artystkom proponuję oklejenie kartoników kolażem zdjęć z kolorowych czasopism, najlepiej zdjęć np. kosmetyków które zawiera każdy pojemnik. Może sama się za to zabiorę, kiedy zwierzaki mi się znudzą!

A w następnej notce zrecenzuję już jakieś mazidełko, więc krew będzie się lała strumieniami a i może jakieś mięsko poleci. Jeżeli macie konkretne życzenia, o czym chciałybyście przeczytać to piszcie! Nie jestem złotą rybką i nie spełniam wszystkich życzeń, ale kto wie, może akurat mnie zainspirujecie. Jak same widzicie dopiero zaczynam, jestem niezależna od wszelkich form sponsoringu więc także nieprzekupna, a moje recenzje całkowicie niezależne.

czwartek, 1 września 2011

Nowy Rossmann: czy aby na pewno bez konserwantów?

Sama się zdziwiłam.

Średnio zaludnione, spokojne osiedle domków jednorodzinnych o średniej wieku "raczej bliżej niż dalej". W ogóle dzielnica raczej z tych mieszkalnych niż handlowych czy biznesowych. I on- spędzający sen z powiek wszystkim kosmetykoholiczkom, niweczący ambitne programy oszczędnościowe na najbliższy sezon. Rossmann. Pojawił się znikąd, w nikomu nieznanych okolicznościach. Nikt nie wie dlaczego i po co, stoi pusty jak cholera, ale ja nie narzekam. Bo mam komfort zakupów jak w Douglasie: zero kolejek, przepychanek, zero nawet (jeszcze) pokradzionych testerów i dwie przemiłe, acz nieco znudzone ekspedientki tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji. Bo towaru też nie trzeba wykładać bo i po co- nie schodzi. A no i promocje "do wyczerpania zapasów" już nie dają tej adrenaliny co kiedyś, kiedy po waciki wybierało się do centrum.

źródło: Biuro Prasowe http://www.media.rossmann.com.pl

I choć z początku wybrałam się tam jedynie w celach turystycznych, jak to zwykle w takich sytuacjach przypomniało mi się o czymś niezbędnym, znowu. Jak to człowieka zaskakuje potrzeba posiadania rzeczy niezbędnych, to niesamowite. Tyle ich jest!

A nawet jak nie, to i tak znajdą się kolejne, niezbędne.

Po prostu musiałam kupić coś do demakijażu, normalna sprawa, przecież nie będę kłaść się w tym wszystkim, zamiast w pościeli skończyłabym rano w całunie turyńskim. Tylko co. Kwestia demakijażu to jedna z tych, w których poddaję się emocjom: ma być tanio i dobrze. Ważne, żeby make up łatwo się zmył, bezkolizyjnie i bezpodrażnieniowo (to, czego jeszcze o mnie nie wiecie a wiedzieć musicie, to że mam bardzo wrażliwą i alergiczną skórę, więc jak coś mi odpowiada to najpewniej Wam również będzie). A właściwości pielęgnacyjne zostawiam tonikom i kremom, w szczególności temu na noc, w którym pokładam ufność jak nie wiem.

W oczy rzuciły mi się dwie rzeczy: nowość na polskim rynku, produkty do pielęgnacji twarzy marki Bourjois po bardzo jak na taką markę przystępnych cenach (ceny toników/ mleczek ok. 16- 18 zł, jeden sobie sprawiłam) oraz... chusteczki do demakijażu Alterra Naturkosmetik, 2,79 zł za 25 szt...

Nie urodziłam się wczoraj także wiem, że za taką cenę cudów nie dostanę, a nawet gdyby ich nie było a produkt nadawałby się do użytku to i tak całkiem nieźle i widocznie mam akurat wyjątkowo szczęśliwy dzień. Pewnie jesteście ciekawe czy je mam: tak, chusteczki kupiłam, wisicie mi 2,79 bo nie nadają się nawet do kurzu (piana!?), ale to co zobaczyłam musiałam sfotografować.

Chusteczki niezdecydowane. I z konserwantami i bez. Niby z alosesem, w opakowaniu sugerującym naturalny, przyjazny skórze skład, dużo motywów roślinnych. Wędruję okiem do polskiego tłumaczenia ale odrzuca mnie już przy niemieckim "Konserviert mit Sodium Benzoate und Potassium Sorbate". Po polsku przetłumaczone jako "Nie zawiera syntetycznych barwników, substancji zapachowych i konserwujących." Ciekawe, co sądzi o tym Rossmann. Ja jestem bardzo rozczarowana taką ściemą, bo inaczej nazwać tego nie umiem.

Na dowód mojego detektywistycznego kunsztu wrzucam oczywiście zdjęcia:




Co o tym myślicie?

A jeśli chodzi o chusteczki, to mają świetną fakturę, są bardzo miłe w dotyku i elastyczne. Ich zapach jest ładny, ale zdecydowanie zbyt intensywny jak na produkt codziennego użytku. Dobrze radzą sobie z makijażem to prawda, ale cera pozostaje po nich bardzo podrażniona i zaczerwieniona. Dla porównania po chusteczkach Nivea, L'oreal czy Johnsons&Johnsons nic mi nie było.

Z tego wszystkiego szkoda mi tylko drogerii, która jako pierwsza po dwóch postPRLowych otwarła się na naszym osiedlu dwa tygodnie przed Rossmannem...